niedziela, 31 lipca 2016

Rozdział II

Zaczął mnie budzić znienawidzony przeze mnie dźwięk budzika. Od razu go wyłączyłam. Zeszłam z łóżka i rozejrzałam się po moim nowym pokoju. Wielkością przypominał mi moje stare dormitorium. Tylko że dormitorium w wieży Griffindoru dzieliła z pięcioma koleżankami. A to miałam tylko dla siebie. Podłoga była z drewna. A ściany były pomalowane na czerwono. Nad dwuosobowym łóżkiem, w którym spało się po prostu genialnie. Naprzeciwko łóżka stał kominek, w którym się paliło. A przed nim stała sofa. Obok wielkiej szafy, w której zostało mi bardzo dużo miejsca. Stała mała biblioteczka.
Zabrałam mundurek z szafy, i wyszłam z pokoju. Nasz pokój wspólny, mój i Draco Malfoya wielkością przypomina każdy Pokój Wspólny, ale ten jest tylko nasz. Jak dla mnie ten pokój był za duży jak na dwie osoby. Mieściła się tu duża sofa, i dodatkowo cztery fotele. Po jednej stronie kominka stał barek wypełniony wodą sokami dyniowymi, i oczywiście kilkoma butelkami Ognistej i winem skrzatów.
Po jednej stronie ściany znajdowała się para drzwi. Jedne do pokoju mojego. Drugie natomiast do pokoju mojego współlokatora. Po przeciwnej stronie znajdowały się drzwi do łazienki. A po środku było wyjście. Przeszłam przez pokój i weszłam do dużej łazienki. O takiej łazience jaka tutaj była marzyłam zawsze.  Białe kafelki, które były podgrzewane. Ściany były pomalowane na zielono. Na jednej ścianie było lustro a pod nim dwie umywalki. W rogu obok toalety stały dwie szafki. Na jednej był narysowany wąż a na drugiej lew. Ku mojemu zadowoleniu w łazience znajdowała się wielka wanna. A może lepiej nazwać to małym basenem? Spoglądam na zegarek, jest 6.30 do śniadania mam jeszcze dużo czasu. Decyduję się na szybką kąpiel. Nie dodałam tylko że uwielbiam brać długie kąpiele. Z mojej małej przyjemności wyrywa mnie...
-Granger, do jasnej cholery! Nie mieszkasz tutaj sama!
-Już wychodzę, spokojnie! Do śniadania jest jeszcze dużo czasu! - odkrzyknęłam, było pięć po siódmej. Przecież to jest jeszcze dużo czasu!
-Dużo czasu!? Ty sobie ze mnie żartujesz?- spytał mnie.
-Nie, ale wiesz masz ponad 50 minut...
-Tylko chciałaś powiedzieć- przerwał mi nie kulturalnie. W między czasie się wytarłam i ubrałam. Malfoy to się znaczy Draco, bo w końcu zeszliśmy z wojennej ścieżki. Mówił coś do mnie, ale ja byłam zbyt zajęta moimi włosami. Gdy mnie ktoś nie znał pomyślałby że jestem strasznie narcystyczna. Nic bardziej mylnego. Moje włosy, które powinny przypominać delikatne fale. Tak nie wyglądają. Bardziej wyglądają jakbym ich nie czesała przez rok. Po 5 minutach poddałam się i wyszłam z łazienki. Gdzie czekał na mnie mój współlokator. Nigdy nie mogłam pojąć jak dziewczyny mogą za nim szaleć. Otworzyłam drzwi.
-Proszę- powiedziałam.
-No nareszcie- Draco Malfoy nawet w rozwalonych włosach w zwykłym podkoszulku i spodenkach wyglądał dobrze. Aż za dobrze!
Wróciłam do swojej sypialni, do śniadania zostało mi sporo czasu więc wyciągnęłam ''Transmutacje dla zawansowanych'' i zaczęłam czytać. Czas przy książkach mija mi bardzo szybko, i teraz było tak samo. Czas do śniadania minął mi bardzo szybko i nim się obejrzałam już biegłam spóźniona na śniadanie. Korytarze były już puste, ale czemu ja się temu dziwię, była już 8.15. I to pierwszego dnia szkoły, co było równo znaczne z tym że wszyscy uczniowie punktualnie znajdowali się już w Wielkiej Sali. Cała czerwona, a przynajmniej tak mi się zdawało, wbiegłam do Sali. Ze spuszczoną głową, nie patrząc na nikogo, podeszłam do miejsca gdzie siedzieli moi przyjaciele. Usiadłam pomiędzy Ginny a Parvatil. Naprzeciwko mnie siedział Harry.
-Hermiono, coś się stało?- spytała Ginny, a wszyscy moi przyjaciele spojrzeli na mnie.
-Ginny, a co miało się stać?- nie rozumiałam o co im wszystkim chodzi. W pewnym sensie ich rozumiałam, bo ja się nigdy nie spóźniam. Zwłaszcza w pierwszy dzień szkoły, ale nie mogą zrozumieć, że zdarza się to każdemu?
-Jeśli Malfoy, coś ci zrobiło to Hermiono...- po wypowiedzi Harre'go zrozumiałam wszystko. Oni myśleli że Malfoy mi coś zrobił i dlatego się spóźniłam.
-Oh, więc o to wam chodzi. Możecie być spokojni ja i Draco- musiałam podkreślić jego imię- pogodziliśmy się....
-Jak to? Jak mogłaś Hermiono, z tą przebrzydłą fretką?!- dla Rona Malfoy zawsze będzie fretką.
-Ron, zrozum, zrozumcie mnie. Ja z nim przez kolejne 10 miesięcy będę mieszkać. Spędzamy ze sobą ponad 10 godzin dziennie, codzienne patrole, i zadania dla Prefektów Naczelnych. Nie mam ochoty się z kimś kłócić cały czas. Wybacz Ronaldzi, ale ja już nie mam na to siły. Jeśli tobie sprawia to radość to proszę bardzo kłóć się do woli, ale mnie już w to nie wciągaj.
Po mojej wypowiedzi nikt już się nie odezwał, nie odezwał do mnie. Przez ostatnie dni, byłam przybita, ale powrót do Hogwartu wyzwolił we mnie dawne uczucia. Brakowało mi rodziców. I choć sama przed sobą muszę się przyznać brakowało mi dawnego Rona. 20 minut przed zakończeniem śniadania podeszła do nas profesor Sinistra, z racji tego że profesor McGonagall była dyrektorką i nie wypadało żeby roznosiła plany. Dlatego też ona je roznosiła. Spojrzałam na plan lekcji, dzisiaj był czwartek. Na początek dwie godziny transmutacji, zaklęcia, przerwa na drugie śniadanie, zielarstwo, dwie godziny eliksirów i na koniec starożytne runy. Jedynie zaklęcia mieli z Krukonami, reszta zajęć była ze ślizgonami. Wyjątkiem również były runy, na które chodzili uczniowie wszystkich domów. Połowa chodziła na runy, w tym ja. A połowa na wróżbiarstwo, nigdy nie zrozumiem jak można uczęszczać na te lekcje.
-Widzimy się pod klasą transmutacji- i odeszłam. Musiałam jeszcze podejść po książki. Ostatni rok w Hogwarcie. Tak naprawdę to nie wiem co chcę robić w dorosłym życiu. Wiem o tym że wszystko zależy od tego jak napiszę OWUM-ety, więc postanowiłam że w tym roku skupiam się całkowicie na nauce. Magiczny świat jest już bezpieczny, Harry nie potrzebuję już pomocy, ewentualnie w pracach domowych. Droga na piąte piętro minęła mi bardzo szybko. Wypowiedziałam hasło i weszłam o naszego pokoju wspólnego. Szybko weszłam do mojego pokoju, i zabrałam potrzebne książki.
-Granger...
-AAAAA! Malfoy!- nie zauważyłam go jak wchodziłam do pokoju, byłam zbyt zajęta faktem że mogę się spóźnić. Biorąc pod uwagę że pierwszą lekcje mam dyrektorką a jednocześnie z moją ulubioną nauczycielką.
-Znowu Granger? Spodziewasz się tu kogoś?
-Nie, ja tylko się zamyśliłam...
-A nad czym ty tak myślisz?
-Nie twój interes- mogłam mu powiedzieć, ale po co?
-Hmmm... Na pewno nie o chłopakach, a tym bardziej o kosmetykach i ciuchach co w sumie bardzo by ci się przydało...
-Skończyłeś?
-Nie.
-....
-Już wiem! Choć biorąc pod uwagę ciebie to było oczywiste.
-Oświecisz mnie?- zaczynało mnie to powoli irytować, bo jeden Merlin wie co się w tej jego tlenionej głowie dzieje.
-To oczywiste, że o nauce...
-Z takim mózgiem to ty zdasz pewnie wszystkie OWTM-emy na Wybitne.
-Czy ty sobie ze mnie żartujesz?
-Oczywiście że- widząc jego wzrok musiałam dodać- nie.
-Słuchaj Granger- w dwóch krok znalazł się przede mną, był blisko, za blisko- to że jak na razie żyjemy w zgodzie. Nie znaczy że nie może to ulec zmianie. Nie pozwalaj sobie na za dużo, bo możesz przegiąć, jak to było.. Ah, tak strunę.
Patrzyłam mu prosto w oczy, jestem gryfonką nie mogłam pierwsza spuścić wzroku. Ale nie dałam rady, jego wzrok był tak intensywny że na chwilę musiałam go odwrócić. Akurat na zegar, który wskazywał na 9.05
-Mmmm ,Draco- zaczęłam, przecież on mnie zabije- wiesz że mamy pierwszą RAZEM transmutacje?
-Tak, a co chcesz siedzieć ze mną?
-Nie, ale jest już pięć po dziewiątej..
-CO! Granger ja cie kiedyś zabiję! A teraz chodź szybko!
Nie wiele myśląc złapał moją rękę i zaczęliśmy biec. Musieliśmy przebiec dwa pietra. Wbiegliśmy cali czerwoni i zdyszani, to znaczy dla Draco, to było nic. Ale dla mnie...
-Pani profesor przepraszamy za spóźnienie- zaczął Draco, i tym przywołał spojrzenia wszystkich obecnych w klasie. Spojrzenia od razu skierowały się na nasze złączone ręce. Od razu je puściliśmy i ja o ile byłam cała czerwona to teraz moją twarz można by pomylić z pomidorem.
-Zostaniecie po lekcji. A teraz zajmijcie miejsce.
Jedyne miejsce jakie było wolne, to to w ostatniej ławce. W dodatku, które było ''otoczone'' przez ślizgonów, Draco pociągnął mnie za łokieć i usiadłam razem z nim. Moje spojrzenie natychmiast powędrowało do Rona i Harre'go, którzy patrzyli na mnie z zawodem. Oraz na Ginny, która postanowiła jak połowa jej klasy że woli siódmy niż powtarzać szóstą klasę, nie potrafiłam odczytać wyrazu jej twarzy.
-Jak już mówiłam, zanim nam przerwano, OWTM- emy to nie są jakieś testy. Od tego zależy wasza przyszłość. Może wam się wydawać że transmutacja wam nie będzie potrzebna! Nic bardziej mylnego!- słuchałam słów, chłonęłam każde jej słowo. Na pierwszej godzinie mówiła dlaczego transmutacja jest taka ważna, a na drugiej zajęliśmy się trnsmutacją szczura w pucharek na wodę. Poziom drugiej klasy, ale byłam jedyną osobą, której się to udało.
-Grangerr...
-Tak?
-Bo ty jesteś taka mądra..
-Wystarczy poprosić
-Prooooszę.
-Powtórzę to tylko raz, machasz różdżką podobnie jak przy zaklęciu lewitacjyjnym, tylko w drugą stronę. I mówisz zaklęcie.
-Ferewarte. - usłyszałam zaklęcie i przed moim uczniem stał puchar, tyko miał ogon i przednie łapki.
-Źle wykonujesz ruch ręką- automatycznie złapałam go za rękę, machnęłam nią a on wypowiedział zaklęcie. Przed nami stał identyczny puchar jak mój, tylko ten miał pozłacane brzegi.
-Eee... dziękuje- powiedział a ja puściłam jego rękę.
-Witam, witam.
-Widzieliśmy się na śniadaniu.
-To nie było do ciebie, a do twojej sąsiadki. Blaise Diabeł van del Zabini, miło mi- kojarzyłam tego chłopaka, przed wojną stał zawsze z tył. Nigdy nie stał obok Malfoya, tylko z tył. Na posiłkach siadał zawsze albo obok, albo na przeciwko. Tak też było z Teodorem, który się właśnie obracał w naszą stronę.
-Czyżbyś z Rudevicza, przerzucił się na Granger? - spytał Teodor.
-Ile razy mam ci mówić żebyś tak na nią nie mówił....
-Kto to Rudevicz?- spytałam Dracona.
-Nie domyślasz się?- pokręciłam głową- twoja koleżanka
-Ginny? Ale dlaczego Rudevicz
-To oni tak na nią mówią- powiedział chłopak- ja tam wolę wiewiórka, o albo cegiełka, choć lisica, albo marchewka jest lepsza- Zabini mówił to z taką pasją że nie mogłam się nie roześmiać. Wzrok całej klasy skupił się na nas, a ja kolejny raz tego dnia zrobiłam się czerwona, profesorka pokręciła głową. Nie patrzyłam na nikogo, tylko na nasz pucharek.
-Wstydzisz się? - spytał mnie Draco.
-Nie, ja nie
 Uśmiechnął się tylko, ale nic więcej nie mówił. Jakie to było żenujące. Po kilku chwilach zadzwonił dzwonek moje wybawienie. Zerwałam się z ławki i byłam już przy drzwiach
-Granger, mamy iść jeszcze omówić szlaban...
Zapomniałam, co się ze mną dzieje. Musze się wziąć za siebie, bo tak być nie może. Ze spuszczoną głową podeszłam do profesorki.
-Nie obchodzi mnie dlaczego się spóźniliście. Mam nadzieje że to się więcej nie powtórzy, a teraz żegnam. Nie spóźnijcie się na lekcje. O szlabanie powiadomie was przez sowę, a teraz żegnam.
Gdy wyszliśmy Malfoy pierwszy zabrał głos.
-Granger, gniewasz się na mnie?
-Nie.
-To ok. I leć bo twoje baranie stadko czeka na ciebie i przy okazji, zabija mnie wzrokiem. Widzimy się później.
I odszedł, zostawił mnie z głową pełną myśli.

♥♥♥

Rozdział o połowę krótszy niż dotychczas, ale chciałam go dzisiaj wam go dać. Planuję dodać w sierpniu jeszcze dwa rozdziały. Liczę na wasze komentarze, to one mnie motywuje do dalszego pisania.  W ciągu max. trzech dni pojawi się rozdział na Gdy wróg zamienia się w przyjaciela, oraz chce was zaprosić na mojego bloga gdzie polecam blogi Dramione https://dhpbpmm.blogspot.com/
To tyle do następnego!
XOXO
MadzikM

















piątek, 8 lipca 2016

Rozdział I

                              Rozdział I

                    Ostatnie dwa tygodnie sierpnia minęły mi bardzo szybko. Minerva McGonagall została nowym dyrektorem Hogwartu. Ja, Harry, Ron i Ginny dostaliśmy listy z Hogwartu, z propozycją ukończenia szkoły. Dodatkowo gdybym podjęła się nauki zostałabym jednym z Prefektów Naczelnych. Oczywiście się zdecydowałam bycie Prefektem, było moim marzeniem.
Pierwszego września jak zwykle w Norze panował istny harmider. Ron biegał w piżamie, Harry nie mógł znaleźć swoich okularów, więc ciągle się wywracał. A ja siedziałam w spokoju i kończyłam śniadanie. O 10.45 teleportowaliśmy się na King Kross.
-Ron!- mój przyjaciel zaczął się obracać, we wszystkie kierunki świata. Zatrzymałam go ręką, i wskazałam mu kierunek.
-Dziękuję Hermiono- uśmiechnęłam się do niego. Parvatil podbiegła do nas.
-Witaj, Hermiono- uśmiechnęła się do mnie.
-Cześć Parvatil- polubiłam ją, po śmierci Lavender zmieniła się. Spędzała dużo czasu z Ronem. On też się zmienia pod jej wpływem.
-Hermiona, idziemy znaleźć resztę. Idziesz z nami?- głos Rona wyrwał mnie z mojego małe zamyślenia. Nawet nie zauważyła kiedy Harry z Ginny gdzieś się oddalili.
-Tak, chodźmy- nie czekałam na ich odpowiedź, wiedziałam że i tak pójdą za mną. Rozmawiali o czymś cicho, usłyszałam swoje imię. Nie wołali mnie. Rozmawiali o mnie. Zdarzało im się to coraz częściej. Martwili się o mnie, jadłam mało, prawie z nikim nie rozmawiałam. Spędzałam dużo czasu z książkami. Na razie nie potrafiłam inaczej, potrzebowałam czasu, czy to tak wiele?
Mijałam wielu uczniów, z niektórymi się witałam, nie których po prostu mijała. Harry z Ginny siedzieli w połowie pociągu. Razem z nimi byli Nevill Longbottom i Luna Lovegood, jego pierwsza dziewczyna.
-Hermiona, jak dobrze cię widzieć- powiedział Nevill. Urósł o kilka cali w przeciągu tych kilku miesięcy, również zmężniał.
-Cześć Nevill, jak wakacje?- Uśmiechnęłam się do niego.
-Luna, jak dobrze cię widzieć- przytuliłam się do niej. Jej szyje ozdabiał naszyjnik z kapsli po kremowym piwie. Piękna i szalona, tak można było określić Krukonkę.
-Ciebie również, mam nadzieje że wakacje minęły ci również przyjemnie jak mi i Nevillowi. Byliśmy wraz z jego babcią, we Francji piękne państwo musisz się tam wybrać.- powiedziała swoim rozmarzonym głosem.
Usiadłam jak zwykle koło okna. Harry, Ron i Nevill pogrążyli się w rozmowie o Quidditchu, po chwili do ich rozmowy dołączyła Ginny. Parvatil i Luna, rozmawiały o przyszłości. A ja czułam się jak przysłowiowe piąte koło u wozu. Nie chodzi o to że przyjaciele mnie zaniedbywali. Wręcz przeciwnie starali się, ale to mnie jeszcze bardziej zasmucało. Oparłam głowę o szybę, i udałam się do krainy snów.
Siedziałam na ławce, w ogrodzie. Dookoła było pełno kwiatów. Róże, storczyki, tulipany, hortensje, hiacynty. Wstałam z ławki. Byłam bez butów. Gdy robiłam krok to czułam każdą stokrotkę po której szłam. Obróciłam się dookoła siebie. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Wiedziałam już gdzie jestem. Ogród który był w moim starym domu. Ogród mojej mamy. Zaczęłam iść w stronę domu z nadzieją że kogoś tam zastane. Przeszłam przez taras, prosto do kuchni. Nie było nikogo. Było pusto jedyny dźwiękiem jaki można było usłyszeć, to był dźwięk telewizji, która stała w salonie. Natychmiast tam pobiegłam.
-Mamo, tato!
Nikogo nie było, odpowiedziała mi cisza. Szłam dalej. W przedpokoju nie było żadnej rzeczy. Wybiegłam po schodach. Pierwsze drzwi po lewej, prowadziły do sypialni moich rodziców. Otworzyłam je, w pokoju panował porządek. Hermiona uśmiechnęła się smutno. Jej mama zawsze mówiła, że nie ważne jakby się jej śpieszyło, nie ważne z kim by była umówiona, to zawsze ma zostawiać po sobie porządek. Jej tata wtedy dodawał, żeby nie zapominała umyć zębów. Z oczu wypłynęła jedna łza. Odwróciłam się na piecie i pobiegłam do swojego pokoju. Gdy tam weszłam to zamarłam. Z mojego dawnego pokoju zostało tylko łóżko i biurko. Zamknęłam drzwi, z oczu zaczęło mi płynąć coraz więcej łez. Osunęłam się po ścianie. W tej ciszy można było usłyszeć tylko mój płacz.

-Hermiona, wstawaj- usłyszałam nad swoim uchem głos Rona- spóźnimy się na spotkanie prefektów. To podziałało na mnie jak przysłowiowy kubeł zimnej wody.
-Jak to?-spytałam od razu.
-Gdy ty sobie spałaś, to przyszedł to jakiś młody i powiedział że McGonagall nas wzywa. I że mamy się za 5 minut wstawić. I to pięć minut minęło- Ron się uśmiechnął.
-To co my tu jeszcze robimy- i nie czekając na Ronalda zaczęłam iść do wagonu.
-Hermiona czekaj!- usłyszałam jak rudzielec mnie woła.
-Ruszaj się Ronaldzie!- musiałam go pospieszyć, ja się nigdy nie spóźniam. Jeszcze jak na złość uczniowie musieli chodzić po korytarzu. Super, przyszłam ostatnia, brakowało tylko mnie i Rona.
Były wolne dwa miejsca jedno obok okna, a drugie zaraz przy wejściu. Profesorka już stała, wyszeptałam ciche przepraszam i usiadłam obok okna. Koło siostry Parvatil , Patil. Prefekta Ravenclaw'u, na przeciwko mnie siedział Malfoy. Chwila co on tu robi. Wiedziałam że nie siedzi w Azkabanie, ale żeby od razu śmierciożerce do szkoły posyłać. Do wagonu wpadł Ron.
-Skoro pan Weasley już raczył do nas dołączyć to myślę że możemy zaczynać.- zaczęła nowa dyrektorka Hogwartu.- Z racji tego co działo się w tamtym roku, w tym roku będziemy musieli że tak się wyrażę powtarzać klasy. To jeszcze zostanie powiedziane na uczcie, patrole korytarzy będą odbywać Prefekci Naczelni codziennie od godziny 22 do 24. Natomiast reszta będzie patrolować na przemian, jedna para we poniedziałek, druga we wtorek, trzecia we środę i tak na zmianę. W tych godzinach co Prefekci. Waszym zadaniem będzie pomagać Prefektom Naczelnym, i tylko oni mogą odejmować punkty i je dodawać jak i również rozdawać szlabany, we możecie jedynie pilnować tych uczniów.
-Powie pani wreszcie kto został tym Prefektem Naczelnym- spytał Ron.
-Ronaldzie!- matko co za brak kultury, pomyślałam.
-Na pewno nie ty Weasley!- odezwał się jak Malfoy, który do tej pory siedział cicho.
-Tak, ale nie taki.....
-Dość!- Ronowi przerwała Minerva- Prefektami Naczelnymi zostają Hermiona Granger i Draco Malfoy, braliśmy pod uwagę wasze oceny z szóstej klasy. Proszę o pozostanie waszej dwójki oraz Weasleya i Parkinson, reszta może już iść.- z jednej strony cieszyłam się, bo bycie Prefektem to jest zaszczyt a bycie Prefektem Naczelnym. Ale z drugiej strony Malfoy też był Prefektem i nie sądzę że będziemy żyć w zgodzie. W przedziale została nasza piątka.
-Wasza dwójka będzie patrolować razem korytarze- zwróciła się do Rona i Parkinson.- A teraz możecie iść.
-Co do waszej dwójki, macie osobny pokój wspólny i pokoje, będziecie musieli nauczyć się żyć razem. Proszę was abyście rozsądnie odejmowali te punkty, to również dotyczy się szlabanów. Ah, tak wasze dormiotorium znajduje się na piątym piętrze za rycerzem, hasło to ''razem lepiej''. Waszym zadaniem będzie również organizacja Nocy Duchów i trzech bali. Więcej informacji dostaniecie wkrótce. A teraz możecie odejść.- nie musiała dwa razy powtarzać, zerwaliśmy się z naszych miejsc równocześnie. Malfoy okazał się szybszy i jak na prawdziwego gentelmena przystało, nie przepuścił mnie w drzwiach.
-Granger, widzę że szykuje się długi i nawet ciekawy rok- zaczął Malfoy, ignorowałam go. Gadał i gadał, nagle poczułam szarpnięcie. - Chciałem zacząć ten rok, inaczej po dobroci...
-To ty wiesz co to jest dobroć, Malfoy nie rozśmieszaj mmie- i właśnie wtedy żałowałam że nie potrafię trzymać języka za zębami. To zobaczyłam w oczach mojego największego wroga, przeraziło mnie. Nie wiedząc kiedy podszedł do mnie i przycisnął do okna, które do najwygodniejszych nie należały.
-Następnym razem uważaj na słowa Granger, bo dla tekiej szlamy jak ty może się to źle skończyc.
Odwrócił się na pięcie i odszedł a ja mogłam wreszcie spokojnie odetchnąć. Teraz już rozumiałam, dlaczego wszyscy się go tak boją. Przłożyłam czoło do szyby i pozwoliłam moim emocją się uspokoić. Nie mogłam tak wrócić do przedziału, nie chciałam dokładać im zmartwień. Minęło kilka minut, zaczełam iść w stronę przedziału, modląc się do Merlina by nie spotkać Malfoya. Gdy weszłam do przedziału, rozmowy natychmiast ucichły. Jako pierwszy głos zabrał Harry:
-Herm, wiemy już o wszystkim. Nie rozumiem jak McGonagall mogła go zrobić Prefektem Naczelnym, objecuje że nie pozwolę aby ten dupek ci coś zrobił. 
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami, nie powiedziała im o tym zajściu bo by się o nią martwilo jeszcze bardziej.
-Dziękuje wam, ale dam sobie z Malfoy'em radę nie może być, aż chyba tak straszny- nie sądziła że kłamstwo przejdzie tak łatwo przez jej usta, ona nie kłamała, nigdy.
♥♥♥
Draco Malfoy, był wściekły. Szedł bardzo szybko, nie patrzył czy ktoś mu stoi na drodze czy nie. Dokładniej rzecz biorąc każdy kto go widział schodził mu z drogi.
Granger potrafiła doprowadzić go do białej gorączki. Chciał być miły, miał się z nikim nie wdawać w kłótnie, bójki i tym podobne rzeczy, które swoją drogą i tak będzie robić. Wreszcie znalazł się w przedziale, w którym siedzieli jego przyjaciele. Draco we wcześniejszych latach był z nimi rzadko widywany, Pansy Parkinson, był wyjątkiem. Ona we czwartej klasie dostąpiła tego zaszczytu i została, jego dziewczyną. Jak każdego, tak i Pansy wojna zmieniła. Dziewczyna, jak większość ślizgonów, była wychowana w domu śmirciożerców. Draco dowiedział się przypadkiem, od swojej matki, że panna Parkinson w czasie wojny o mało co nie padła ofiarą gwałtu. Nie znał szczegółów, ale od tamtej pory dziewczyna, zmieniła bardzo dużo w sobie. Krótkie spódniczki, przypominające opaski, zamieniała na dłuższe do kolana. Makijaż, któremu poświęcała codziennie przynajmniej dwie godziny, zamieniła na lekki, który zajmował jej pięć minut. Draconowi przypomniało się wspomnienie, jak rozmawiali kiedyś w Malfoy Manor i Pansy się śmiała że, przynajmniej teraz się wysypia.
Pozostała dwójka jego przyjaciół, która postanowiła wrócić. A mianowicie Blaise ''Diabeł'' Zabini, z którym zawsze spędzał całe wakacje. A połowę wakacji spędzał z nimi Teodore '' Teo'', lub jak, kto woli ''Teodora'' Nott. Byli dla niego wielkim wsparciem. Gregory Goyle, po stracie Vincenta Crabba, nie mógł wrócić do Hogwartu, było mu bardzo ciężko bez kololegi, który był dla niego jak brat.
Wszedł do przedziału. Pansy coś czytała, a Blaise z Theodorem, myśleli nad taktyką. Był to ich ostatni rok i chcieli go zakończyć z klasą. Na puchar domów nie mieli co liczyć, z ilością szlabanów i punktów, które były im odejmowane, nie mieli po prostu szans. Ale puchar quidditcha, to już całkiem inna sprawa.
-Draco, gratuluje bycia Prefektem- zaczął Theo.
-Nott, nawet mnie nie denerwuj i nie przypominaj. Bo to się dla ciebie może źle skończyć. Lepiej pokaż mi taktykę nad którą tak ciężko pracujecie z Diabłem- warknął Draco.
-To ty, nam lepiej powiedz kto został drugim Prefektem.- Wtrącił się Blaise.
-Pansy, nie powiedziałaś im?- Spytał Draco dziewczyny na co ona pokręciła przecząco głową.
-Doszłam do wniosku że lepiej będzie jak ty im to powiesz....
-A więc, drugim Prefektem została.... Właśnie pokażcie taktykę.
-Draco!- Krzyknęli jednocześnie Teo i Blaise.
-No już dobrze. Drugim Prefektem jest większa kujonica, i arcyszlama tej szkoły. Granger- powiedział tak zwany bożyszcze szkoły.
-Draco!- krzyknęła Pansy.
-Słucham?-Spytał chłopak i udawał jakby nie wiedział o co chodzi dziewczynie.
-Nie pamiętasz rozmowy z Narcyzą? Miałeś nikogo tak nie obrażać, nie zaczynać..- chłopak ziewną.
-Pamiętam mamusiu!
-Wiesz że jesteś tutaj na pewnych warunkach. My wiemy, że jest ci ciężko, ale... -zaczęła.
-Dość!-uciął chłopak.- Wracaj do tego swojego kolorowego pisemka, a wy pokazujcie taktykę.
Tak jak kazał zrobili, Draco wyciągnął z kieszonki spodni paczkę papierosów. Odpalił jednego. Jego drugie uzależnienie. Pierwszym był alkohol, który zaczął pić pod koniec piątej klasy. Powrót Voldemorta, go do tego zmusił. Później nie mógł przestać, robił to mechanicznie. Drugim nałogiem, było palenie. Draco palił jak smok. Palił wtedy kiedy nie mógł pić. A że byli w trakcie drogi do Hogwartu, to nie mógł sobie pozwolić na alkohol. Pansy chciała coś powiedzieć, gdy zaczął palić, ale widząc jego spojrzenie natychmiast zrezygnowała. Przez resztę drogi układali taktykę. Draco, który został w tym roku kapitanem drużyny Quiddicha. Obiecał sobie że w tym roku, zdobędą ten puchar. Zawsze chciał, zainponować ojcu. To dzięki niemu wkupił się do drużyny, ale mimo faktu, że mieli lepsze miotły to i tak przegrali. Ten jeden jedyny raz ojciec był na meczu. Nie widział jak później pokonuje Puchonów i Krukonów. Dla niego zawsze ważniejsze było zmiażdżenie Gryfonów. Jego krótkie rozmyślania o ojcu przerwał Teo, który oznajmił że już dojeżdżają. Jednym zaklęciem zmienił swój dotychczasowy strój, na szatę Hogwartu. Po lewej stronie założył odznakę Prefekta Naczelnego. Wyszedł z przedziału, a za nim reszta jego przyjaciół. Każdy kto widział że idzie Draco Malfoy schodził mu z drogi, tak było zawsze. A teraz gdy został Prefektem, było jeszcze lepiej. Wyszli z pociągu, od razu można było usłyszeć, charakterystyczne jak co roku:
-PIERSZOROCZNI! DO MNIE!
Hagrid, jak co roku zabierał pierwszaków, aby do Hogwartu popłynęli łódkami. Smokowi przypomniało się, jak oni w kilka lat temu tak płynęli. Longbottom'wi udało się nawet wpaść do wody. Obok nich pojawił się powóz, który był ciągnięty przez testrale. Większa część osób, które walczyły w bitwie o Hogwart, teraz je widziało. Wsiedli do pierwszego powozu, który przyjechał. Przez całą drogę, panowała cisza. Pansy, która zazwyczaj gadała najwięcej. Czuła się teraz urażona, oczekiwała przeprosin od Dracona, ale przecież Pan Malfoy nie przeprasza Nigdy, ani nikogo. Do Wielkiej Sali dotarli jako pierwsi. Chłopak cały czas milczał, nie odzywał się do swoich towarzyszy a oni do niego. Często mieli takie dni w których się do siebie nie odzywali. Wiedzieli że lepiej będzie jak przemilczą nie które sprawy. Po chwili w Wielkiej Sali zaczęło się pojawiać coraz więcej osób.
Grono pedagogiczne nie wiele się zmieniło, Minerva McGonagall, zajęła miejsce dyrektora Hogwartu. Po jej prawej stronie miejsce było wolne. Dalej siedział nowy profesor od eliksirów. A po lewej stronie, jak domyślił się Draco siedział nowy nauczyciel Obrony. Do sali, wszedł wicedyrektor, którym był  profesor Flitwick. Za nim szli przestraszeni pierwszoroczni, Tiara już na nich czekała.
Może nie jestem śliczna,
Może i łach ze mnie stary,
Lecz choćbyś świat przeszukał,
Tak mądrej nie znajdziesz tiary.
Możecie mieć meloniki,
Możecie nosić panamy

Tysiąc lub więcej lat temu,
Tuż po tym, jak uszył mnie krawiec,
Żyło raz czworo czarodziejów,
Niezrównanych w magii i sławie.

Założycieli tej szkoły
Przyjaźń szczera łączyła.
Jeden im cel przyświecał
I jedno mieli pragnienie,
By swą wiedzę przekazać
Przyszłym pokoleniom.
"Razem będziemy budować!
Wiedzy pochodnię nieść!
Razem będziemy nauczać
I wspólne życie wieść".
Gdzie szukać takiej zgody
I tak głębokiej przyjaźni

Każdy inną wartość ceni,
Każdy inną z cnót obrał za swą,
Każdy inną zdolność chętnie krzewi,
I chce jej zbudować trwały dom.
Gryffindor prawość wysławia,
Odwagę ceni i uczciwość,
Ravenclaw do sprytu namawia,
Za pierwszą z cnót uznaje bystrość.
Hufflepuff ma w pogardzie leni
I nagradza tylko pracowitych.
A przebiegły jak wąż Slytherin
Wspiera żądnych władzy i ambitnych.
Póki żyją, mogą łatwo wybierać
Faworytów, nadzieje, talenty,
Lecz co poczną, gdy przyjdzie umierać,
Jak przełamać śmierci krąg zaklęty?
Jak każdą z cnót nadal krzewić?
Jak dla każdej zachować tron?
Jak nowych uczniów podzielić,
By każdy odnalazł własny dom?
To Gryffindor wpada na sposób:
Zdejmuje swą tiarę - czyli mnie,
A każda z tych czterech osób
Cząstkę marzeń swych we mnie tchnie.
Więc teraz ja was wybieram,
Ja serca i mózgi przesiewam,
Każdemu dom przydzielam'

I talentów rozwój zapewniam.
Więc śmiało, młodzieży, bez trwogi,
Na uszy mnie wciągaj i czekaj,
Ja domu wyznaczę wam progi,
A nigdy z wyborem nie zwlekam.
Nie mylę się też i nie waham,
Bo nikt nigdy mnie nie oszukał,
Gdzie kto ma przydział, powiem,
Niech każde z was mnie wysłucha

Po skończonej piosence, zaczął się przydział domów. Draco nie słuchał kto gdzie trafia. Mało go to obchodziło. Jego wzrok błądził po wszystkich stołach. Na dłużej zatrzymał się przy Granger, która jak co roku słuchała tego gdzie kto trafia. W jej zachowaniu było coś innego. Coś obcego. Draco wiedział że straciła rodziców, i w pewnym sensie Weasleya. Nagle Potter coś do niej powiedział, a ona się uśmiechnęła. To może zabrzmieć trochę dziwnie, ale Draco już ją znał na tyle, że wiedział że ten uśmiech nie jest prawdziwy. Jego rozmyślania przerwał głos dyrektorki:
-Witam was, w tym nowym roku szkolnym. Nowym nauczycielem Obrony zostaje pan Bruno Besere, a eliksirów pan Alex Carter. Pan Filch, przypomina o zakazie wstępu do Zakazanego Lasu. Prefektami Naczelnymi zostają Hermiona Granger z Gryffindoru i Draco Malfoy ze Slytherinu. A teraz smacznego!
Wszyscy zabrali się do jedzenia. Pod koniec uczty, Diabeł postanowił się odezwać:
-Draco, przyjdziesz dzisiaj do nas?
-Nie wiem Diable. Zobaczę.- powiedział chłopak. Choć już teraz wiedział, że nie przyjdzie. Był zły na Pansy, że mu przypomniała o rozmowie z matką. Nie maiła prawa. On był Malfoy'em, a jeśli Malfoy sobie czegoś zażyczy to tak miało być. Obiecał sobie że nie będzie taki jak ojciec, ale on wbił mu wiele rzeczy do głowy, których było mu się ciężko pozbyć. On nie mógł być jak on. Nie będzie nikogo bił ani poniżał, nie on nie będzie nikogo bił. Na początek to. Nie będzie bił kobiet. Zresztą on i tak nie bił kobiet.
-Prefektów proszę o odprowadzenie pierwszorocznych do ich dormitorium, a teraz Dobranoc.
-Raczej się nie pojawie u was.- powiedział i poszedł, miał zły humor. Był już na piętrze, pokonywał ostatnią prostą, kiedy zobaczył że przed nim idzie dziewczyna. Zaczął szybciej iść i stał tuż za nią.
♥♥♥
Do końca podróży nie rozmawiałam z nikim, musiałam sama dać sobie radę. Z resztą zawsze dawałam. Miejsc w powozie było tylko sześć a nas była siódemka. Ginny zadeklarowała się że siądzie na kolanach Harremu. Co tylko pogorszyło, mój humor. Tak naprawdę wojna się skończyła, i wiedziałam że już nie będę im potrzebna. Czułam się jak przysłowiowe piąte koło u wozu. Musiałam żyć, dla moich rodziców. Dojechaliśmy do Hogwwartu i od razu wyszłam z powozu.
Do Wielkiej Sali weszliśmy tradycyjnie razem. Harry na środku, ja po jego prawicy a Ron lewicy.
Zaczeliśmy się ze wszystkimi witać. Moje spojrzenie powędrowało do Stołu Nauczycielskiego. Z daleka zauważyłam Hagrida, który nam machał. Uśmiechnęliśmy się i zaczęliśmy mu odmachiwać. McGonagall zajmowała miejsce dyrektora, obok jak się domyślałam po prawej stronie siedział Flitwick. Nie poznałam tylko dwóch nauczycieli. Moje rozmyślenia przerwał Profesor Filtwick, który wszedł do sali z pierwszorocznymi. Tiara zaczęła piosenkę:

Może nie jestem śliczna,
Może i łach ze mnie stary,
Lecz choćbyś świat przeszukał,
Tak mądrej nie znajdziesz tiary.
Możecie mieć meloniki,
Możecie nosić panamy

Tysiąc lub więcej lat temu,
Tuż po tym, jak uszył mnie krawiec,
Żyło raz czworo czarodziejów,
Niezrównanych w magii i sławie.

Założycieli tej szkoły
Przyjaźń szczera łączyła.
Jeden im cel przyświecał
I jedno mieli pragnienie,
By swą wiedzę przekazać
Przyszłym pokoleniom.
"Razem będziemy budować!
Wiedzy pochodnię nieść!
Razem będziemy nauczać
I wspólne życie wieść".
Gdzie szukać takiej zgody
I tak głębokiej przyjaźni

Każdy inną wartość ceni,
Każdy inną z cnót obrał za swą,
Każdy inną zdolność chętnie krzewi,
I chce jej zbudować trwały dom.
Gryffindor prawość wysławia,
Odwagę ceni i uczciwość,
Ravenclaw do sprytu namawia,
Za pierwszą z cnót uznaje bystrość.
Hufflepuff ma w pogardzie leni
I nagradza tylko pracowitych.
A przebiegły jak wąż Slytherin
Wspiera żądnych władzy i ambitnych.
Póki żyją, mogą łatwo wybierać
Faworytów, nadzieje, talenty,
Lecz co poczną, gdy przyjdzie umierać,
Jak przełamać śmierci krąg zaklęty?
Jak każdą z cnót nadal krzewić?
Jak dla każdej zachować tron?
Jak nowych uczniów podzielić,
By każdy odnalazł własny dom?
To Gryffindor wpada na sposób:
Zdejmuje swą tiarę - czyli mnie,
A każda z tych czterech osób
Cząstkę marzeń swych we mnie tchnie.
Więc teraz ja was wybieram,
Ja serca i mózgi przesiewam,
Każdemu dom przydzielam'

I talentów rozwój zapewniam.
Więc śmiało, młodzieży, bez trwogi,
Na uszy mnie wciągaj i czekaj,
Ja domu wyznaczę wam progi,
A nigdy z wyborem nie zwlekam.
Nie mylę się też i nie waham,
Bo nikt nigdy mnie nie oszukał,
Gdzie kto ma przydział, powiem,
Niech każde z was mnie wysłucha

-Osoby, które wyczytam będą podchodzić do stołka. Ja nałożę im Tiarę na głowę i dowiecie się do jakiego domu traficie. Amelia Bess.
-Ravenclaw! -wykrzyknęła Tiara. Dalszych osób nie słuchałam. Wróciłam wspomnieniami do mojego przydziału. Czy jak Tiara by mnie umieściła w domie Roveny to czy to wszystko by się inaczej potoczyło?
-Hermiona, wszystko dobrze?- spytał mnie Harry. Zdobyłam się tylko na mały nie szczery uśmiech, ale on tego nie zauważył. Uczta jak nigdy przebiegła mi bardzo spokojnie. Gdy dyrektorka, powiedziała że uczta dobiegła końca. Powiedziałam do moich przyjaciół '' Cześć'' i poszłam. Szłam szybko nie zwracając na nikogo uwagi. Dopiero gdy doszłam już na piętro w którym się znajdował pokój wspólny to zwolniłam.
-Tęskniłaś, Granger?- usłyszałam głos przy swoim uchu. Odwróciłam się szybko. Przez przypadek, mój oprawca dostał z łokcia w brzuch.
-Malfoy?!- chłopak klęczał przede mną i trzymał się za brzuch.
-Nie, kogo ty się spodziewałaś?
-Przepraszam, ja nie chciałam. Tylko ty tak z zaskoczenia, i ja...
-Pomóż mi lepiej wstać- było mi trochę głupio ale bez wahania pomogłam mu wstać. Jedną rękę przerzucił przez mój kark i zaczęliśmy tak iść. Do portretu z rycerzem nie było daleko.
-Razem lepiej- powiedziałam hasło. I weszliśmy pokój był wielkości Pokoju Wspólnego gryfonów. Przed kominkiem stała duża sofa a obok dwa fotele. Hermiona od razu podeszła do sofy i usiadła tam razem z Malfoy'em.
-Słuchaj, Malfoy. Mamy razem dormitorium, patrole i tak dalej. Więc proszę cię nie kłóćmy się.- zaczęłam, ale oczywiście musiał mi przerwać.
-Ja chciałem, ale to ty...
-Przepraszam.
-Dobra.
-Dobranoc Draco.
-Dobranoc Grnager- ja się tu staram a on do mnie dalej po nazwisku. Pokręciłam głową i wyszłam.
♥♥♥ '
Założyłam nowego bloga na którego was zapraszam http://dhpbpmm.blogspot.com/



































niedziela, 3 kwietnia 2016

Prolog

                                     Prolog

               Wojna zabiera wszystko. To co najbardziej kochamy, cenimy. Tak było również w moim przypadku. Cały magiczny świat dowiedział się o moim poświęceniu. O tym że usunęłam moim rodzicom  pamięć. Po II wojnie o Hogwart, wyruszyłam do Australii na ich poszukiwanie. Dlaczego akurat tam? Proste. Zawsze marzyli o zwiedzeniu Australii tylko zawsze coś im stało na przeszkodzie. Ta przeszkoda nazywała się Hermiona Jean Granger. Czyli ja. Po dwóch miesiącach wróciłam do Anglii, sama bez rodziców. Wiele się zmieniło. Mój przyjaciel Harry Potter i nie doszły chłopak Ronald Weasley pomogli w odbudowie Hogwartu i wyłapaniu śmierciożerców. Dracon Malfoy i jego matka Narcyza uniknęli Azkabanu, głowa rodziny Malfoy'ów nie miała już tyle szczęścia. Lucjusz Malfoy dostał dożywocie w Azkabanie. Wracając do moich przyjaciół Harry jest szczęśliwy z Ginny Weasley a Ron.... Obecnie jest z Parvatil Patil. Jak to się stało, opowiedziała mi to Ginny po moim powrocie do Nory. 
Ron jak tylko mógł  to chodził na grób swojego brata Freda Weasleya. Pewnego razu spotkał płacząca dziewczynę, Parvitil opłakiwała śmierć swojej zmarłej przyjaciółki Lavender Brown. Ronald, postanowił zachować się choć raz jak na faceta przystało, podszedł do niej i zaczął ją pocieszać.
A co przyniesie los mi los tego nikt nie wie.

♥♥♥
Hejka!
Przychodzę do was z nową historią mimo iż nie skończyłam jeszcze tamtej. W tej historii większość rzeczy będzie inna. Jestem ciekawa co sądzicie o prologu. 1 maja pojawi się rozdział I.
XOXO
MadzikM


                                                        https://ask.fm/dramionepol